Sny dziecinne pachniały…

Sny dzie­cin­ne pach­nia­ły wa­ni­lią.
Jak ode­rwać to ży­cie od trwo­gi?
Te dni jak małe boż­ki w oliw­ko­wym le­sie –
– wy­ro­sły z nich do­ro­słe wil­ki i ogień
opa­li­ły so­sny strze­li­stych unie­sień.
Ta­kie to dzie­je, mat­ko. Boli wia­tru ko­lec
wbi­ty w dwu­dzie­stą je­sień, kie­dy umiem
już naj­trud­niej­sze sło­wa. Na pęk­nię­tym sto­le
umie­ra­ją kwia­ty – su­che de­ski tru­mien.
Dusi las zda­rzeń prze­ro­słych. Nic wię­cej.
Mat­ko,
jesz­cze jed­nym uśmie­chem sprzed lat dwu­dzie­stu
przy­wróć mi wzrok dla świa­ta
dzie­cię­cy.

26 paź­dzier­ni­ka 40 r.

Skip to content